piątek, 1 marca 2013

Luty.



 Uwierzcie mi. Gdyby ktoś powiedział mi pół roku temu, jak moje życie będzie wyglądało w lutym parsknęłabym mu śmiechem prosto w twarz. Nie umiemy przewidzieć naszej przyszłości i jestem tym zafascynowana. Jestem oszołomiona nieprzewidywalnością. Zwrotami zdarzeń do tego stopnia, że rano marzysz o Hiszpanii, a wieczorem już zaczynasz przeglądać słoweńskie zwroty. Tego, że raz zastanawiasz się  ile jeszcze musisz czekać zanim o nim zapomnisz, żeby zaraz martwić się o to, że ktoś być może myśli tak teraz o Tobie. I jeszcze, cały zimowy semestr prawie nie mieć zajęć, po to by w letnim być zmuszonym chodzić na wszystkie i mieć po uszy nauki.

 Życie naprawdę jest szalone. Nie zawsze podobają nam się te wszystkie szaleństwa i czasem musimy przez nie cierpieć, ale koniec końców sprawia to, że coś się dzieje, a my nie siedzimy i nie patrzymy jak czas przelatuje nam między palcami tylko żyjemy. I czujemy to. Czujemy wiele, jesteśmy ludźmi. Powinniśmy to bardziej doceniać.

 Miłość. Jest piękna. Może nie powinnam się wypowiadać. Jednak od pewnego czasu naprawdę uważam, że każda z nas zasługuje na swojego własnego księcia z bajki. Ktoś mi całkiem niedawno powiedział, że to nieprawda, że oni nie istnieją. Istnieją i w odpowiednim momencie się pojawiają. A Ty nie masz nic do powiedzenia. To prawda, chwilami rzygam tęczą, jak patrzę na wszystkie zakochane pary i to jak bardzo się kochają, jacy są szczęśliwi i w ogóle z nieba sypią się balony i konfetti, a kucyki pony wesoło kicają po różowej polanie usłanej watą cukrową. Jednak to błąd jeśli myślicie, że mi się to nie podoba. To jest fajne. To jest w porządku. I tak powinno być. I w tym miejscu ewoluowałam. Po nazwijmy to "traumatycznych zajściach" nie znienawidziłam facetów. W moim przypadku to ciekawe zjawisko, ale mnie cieszy. Być może odrobinę dorosłam. W każdym razie, gdyby ktoś miesiąc temu zacytował to co napisałam powyżej- postukałabym się w głowę. Wiem, że jeszcze z dziesięć razy rzucę, że się więcej nie zakocham, to nie dla mnie, bla bla bla, jednak jednocześnie zdaję sobie sprawę z tego, że mówiąc to jestem hipokrytką jakiej świat nie widział.

 Nauka. Gdyby ktoś mi powiedział, że zdam te wszystkie egzaminy na samym początku i będę mogła odpoczywać w domu przez dwa tygodnie, też bym raczej powątpiewała. Jednak stało się. Samo? Nie samo, może jednak spędziłam nad książkami więcej czasu niż mi się wydawało. Albo po prostu mam szczęście.


  Plany. Ja i plany. Dwa słowa, które boją się siebie nawzajem. Nie lubię zbytnio wybiegać w przyszłość, bo tracę przez to radość, popadam w paranoję i przeżywam, że życie mnie przytłacza. Jeśli mam pozytywnie patrzeć wprzód, to jak najrzadziej tak spoglądać. Bo im więcej myślę o czymś, tym bardziej analizuję, a to prowadzi do "a jeśli coś nie wyjdzie?", "może jednak lepiej nie?" i tak dalej. A to zdecydowanie w niczym nie pomaga. Idąc za tym muszę wspomnieć o moim działaniu pod wpływem chwili. Z mniejszą lub większą premedytacją, bez zastanowienia aplikowałam na Erasmusa i nadal nie widzę w tym problemu, nawet jeśli mama dziesięć razy mnie pytała z lekkim przerażeniem, czy to przemyślałam i wiem, co mam zrobić, żeby wszystko załatwić. No, bo generalnie taki wyjazd to jest super sprawa. Tylko ja specjalnie nigdy nie myślałam o wyjeździe, tak na poważnie. Dwa tygodnie temu wystarczyła mi delikatna zachęta koleżanki, która chyba sama nie podejrzewała jak zareaguję. Zamieniłam się w jakiegoś małego, napalonego potwora, który nakręcił się na to w sekundę i powiem Wam, że teraz już muszę tylko czekać na decyzję. Byłam w stanie w tydzień ogarnąć papiery i nie zwątpić. I przez większość czasu nakręcałam się na Hiszpanię, na te 15 stopni w zimie i "palmy, słońce, plaża". Skończyło się na tym, że przeglądam słoweńskie słówka i zastanawiam się jak dojechać Lublany. Nie wiem nawet, w którym momencie Hiszpania zamieniła się w Słowenię. Co więcej nie mam pojęcia, czy w ogóle uda mi się tam pojechać, a moja średnia mocno w to wątpi. Powiedziałabym nawet, że sobie ze mnie kpi. Jednak próbuję. W życiu trzeba próbować, wielu rzeczy i wiele razy.

 Ostatnio przypomniało mi się, co tak bardzo chciałam robić w życiu. Nie mam pojęcia, jak mogłam zapomnieć. Czy ja przez jakiś czas nie byłam sobą? Tak bardzo nie umiem tego pojąć. Jestem przyszłą organizatorką wesel, dzień dobry. Myślę, że 2015 zrealizuję moje pierwsze zlecenie. Najpiękniej jak potrafię.

 I gdzie zgubiłam muzykę? Tak rzadko się na niej skupiam, a tak bardzo ją kocham. Staram się naprawić ten błąd.



Pozdrawiam, S.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz