czwartek, 15 listopada 2012

Sylvia in Crazy Land!

 Hello! Właśnie zrobiłam najbardziej szaloną rzecz w życiu.
 Poszłam na casting... Nie wiem, czy słyszeliście o tym internetowym talent show "Zostań gwiazdą filmową". Noooo... to właśnie tam poszłam. I było super, serio. Nie przeszłam dalej, nie uważam się jednak za super talent, który powinien zgarniać nagrodę za nagrodą. Do nikogo też o nic zupełnie nie mam pretensji. Ubawiłam się jednak przednio. Poszłam tam raczej z myślą, że może w końcu odważę się na coś naprawdę dużego. Na co ludzie zazwyczaj się nie porywają. I mogę nie być tą osobą powalającą na kolana, ale ja łamię swoje bariery, robię to dla siebie. Przyznam, że jak już stanęłam przed jury to odpłynęłam totalnie. Nie byłam w stanie zrobić nic innego, a tylko się śmiałam. I przyznam, że na pewno stać mnie na więcej, jednak wiele rzeczy pominęłam, właściwie to nie zrobiłam nic, co chciałam. Wyszło na to, że byłam nie przygotowana,  ale atmosfera była boska i uśmiałam się jak nigdy. A uwierzcie mi, nigdy nie miałam do czynienia z czymś takim.
 Zawsze marzyłam, żeby nie bać się ludzi. Zastanawiałam się, jak inni to robią, że mają gdzieś opinię otoczenia i płyną z prądem, żyją swoim życiem tak jak im się to podoba. Kiedyś miałam z tym problem, kiedyś próbowałam śpiewać, ale doszłam do wniosku, że się do tego nie nadaję. I nie dlatego, ze nie mam za grosz głosu. Dlatego, że uważałam, że inni są lepsi, nie miałam wiary w siebie. Za to mocno wierzyłam, że każdy po cichu, w duszy, ze mnie szydzi. Później nadszedł czas, kiedy to miałam wszystko i wszystkich gdzieś. Nie interesowało mnie zdanie innych, ale też nie robiłam nic, aby dać ludziom powód żeby takie mieli. Żyłam w cieniu. Lubiłam obserwować, cały czas lubię obserwować, rozkoszuję się stałym wyciąganiem wniosków i traktuję je jak złote prawdy życiowe. Jednak nadszedł teraz taki czas, że chcę naprawdę mieć wiarę w siebie. Mieć gdzieś zdanie innych, którzy być może szydzą ze mnie z nudów, kiedy tak naprawdę może takich osób nie ma. To wszystko siedzi w naszych głowach. Dlatego poszłam dzisiaj na casting, zobaczyłam ludzi, których na co dzień widzimy w telewizji i poddałam się ich ocenie. I nic a nic się nie stało, świat się nie skończył i nic mnie nie bolało. Uśmiałam się, a przy tym zrobiłam mały krok ku wyjściu ze swojej strefy komfortu. Teraz wiem, że żadna prezentacja i mowa przed profesorami, czy rówieśnikami nie jest mnie w stanie "zagiąć". Bo stać nas na wiele, a gdzie ustalimy granicę? To zależy od nas. Dziś w kwestii aktorskiej pewnie wiele mi brakło, ale wcale mnie to nie smuci, ponieważ zrobiłam tak wiele dla samej siebie, że jestem zmotywowana do działania chyba do samego końca roku.
 Z tego wszystkiego wniosek wyciągam taki, że w naszym życiu chyba nie istnieje słowo porażka. Istnieje za to słowo lekcja. I to o to właśnie powinno chodzić. O naszą chęć zdobywania doświadczeń, cieszenia się z najmniejszych rzeczy i nie poddawanie się lecz wyciąganie wniosków. Łammy nasze własne bariery i nie bójmy się robić z siebie pajaców, bo smutno jest być nudnym.

 Taka moja mała rada: Bądźmy wariatami! bo...
                                                                   "Tylko wariaci są coś warci"
                                                                                     "Alicja w Krainie Czarów"

Ściskam, S.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz