Witam. Dzisiaj przedstawię dziewczynę
z marzeniami wielkimi i kolorowymi, które najchętniej wydałaby we
wspaniale pachnącej nowością książce. Być może jest przyszłą
Joanne K. Rowling, kto wie. Jednak najpierw muszę z nią
porozmawiać. A do tego trzeba się zebrać. Na razie jedynie siedzę
i rozmyślam, o co zapytam najpierw. A może powiem cześć i pozwolę
rozmowie się toczyć. Co bym chciała usłyszeć? Może wszystko od
początku. Skąd się wzięło przekonanie, że pisanie jest właśnie
tym najlepszym sposobem na życie, że to jedyne, co przyniesie
spełnienie i spokój. A może to zajęcie jest niczym romans,
kochane i znienawidzone zarazem. Cóż, przekonać się o tym mogę
jedynie pytając.
Teraz- mówię- usiądźmy i
porozmawiajmy.
Obie kręcimy się troszkę bez celu
po pokoju, ale to chyba taki rytuał. Do wszystkiego trzeba wyczuć
moment, do rozmowy widocznie też. W końcu siadamy. Nadine, bo tak
się nazywa moja bohaterka siada obok i na moje trywialne pytanie
-Czy możesz zacząć od początku?- zaczyna opowiadać.
Dowiaduję się, że do pisania
zainspirował ją pomysł siostry, która ze względu na to, że nie
chciało jej się czytać całego, jednego z tomów Harry'ego Potter'a,
postanowiła przeczytać pierwszy i ostatni rozdział. Resztę
natomiast chciała napisać sama, czego wspólnie z moją
rozmówczynią nie możemy do końca pojąć. Jednak wtedy skłoniło
to Nadine do refleksji, dlaczego samej nie mogłaby czegoś takiego
spróbować? Czegoś stworzyć?- To było jak olśnienie, nagle do
mnie dotarło, że nigdy mi coś takiego nie przyszło do
głowy! Miałam zaledwie 10, no, może jeszcze 9 lat. - Inspirację
znalazła w dziecinnej grze komputerowej „Julia, powrót do
przeszłośći”, na podstawie której swoim opowiadaniem zapisała
cały zeszyt w grubej okładce. Swoje pierwsze dzieło miało nawet
pewnego zagorzałego czytelnika, a raczej słuchacza.
-Czytałam ją mamie-
mówi Nadine, śmiejąc się. Dla mnie jest to niezwykle urocze.
Tymczasem,
gotujący się ryż przerywa nam rozmowę i prawdę mówiąc to
bardzo dobrze, bo moja ręka potrzebuje chwili wytchnienia. Tak,
piszę w zeszycie, nie od razu na laptopie, to ma taki urok. To, że
nie musimy od razu ze wszystkim oddawać się technice. Za to mogę
zamknąć laptopa, wyciszyć telefon i skupić się na mojej
bohaterce, przenieść się do życia kogoś innego i postarać się
to ładnie ująć w słowa. Przemyka mi jeszcze przez myśl tylko
jedna rzecz... pisząc w laptopie byłoby to bardziej ekologiczne.
Tak, te moje przemyślenia. Postanawiam tym razem to jednak
zignorować by nie wchodzić w skrajności, wybaczcie. Nadine wraca i
możemy kontynuować.
Pierwszy
zeszyt był zapełniony jednak zakończenia nadal nie było. Wtedy
nadeszły wątpliwości, myśli, że może to nie to, że nie
potrafi, nie jest wystarczająco dobra. Myślę, że każdy ma takie
chwile, w każdej dziedzinie. Myśl o pisaniu nie dawała jednak
spokoju trzynastoletniej wtedy dziewczynie. Inspirując się „Harrym
Potterem” i „Sabriną, nastoletnią czarownicą”, napisała
dwutomową powieść „Wloty i upadki nastoletniej wariatki”. Aż
sama widzę, jak na jej usta ciśnie się komentarz. Żenujący
tytuł- mówi. No nie wiem,
całkiem normalny, ale to taka moja opinia. Treść zawarta była w
dwóch zeszytach. Pierwsza część została napisana w całości,
druga... niestety, znowu bez zakończenia. Wszystkie zapiski
wylądowały w szufladzie, gdzie leżakują do dziś. Po raz kolejny
moja bohaterka doszła do wniosku, że mimo że pociąga ją to
zajęcie niesamowicie, to po prostu się do tego nie nadaje. Ciągle
myślałam, że są ode mnie lepsi, że się nie nadaję, że to, co
robię jest głupie-
mówi. Oczami wyobraźni widzę
tą dziewczynę, bardzo młodą, z głową pełną marzeń i tęsknot,
być może trochę naiwną, jak każda z nas w tym wieku i pełną
wątpliwości. Chwilami nie pewną siebie. Widzę jak się miota, jak
chce i nie chce. Być może boi się opinii. Pisze i zaraz się
poddaje. Daje temu poczekać, odleżeć w szufladzie. Ale zaraz myślę
sobie, że dobrze, ma czas na dojście do tego, czy to jest naprawdę
to i na zdobycie wiary w swoje możliwości.
Ale
po kolei. Wróćmy do rozmowy. Po porzuceniu pomysłu ukończenia
„Wzlotów i upadków (..)” Nadine długo poszukiwała pomysłu na
siebie, na swój styl. W jej głowie zaczęła powoli kiełkować
myśl o niebie. Zaczęła w głowie układać swoją wizję nieba.
Pomysły starała się spisywać na kartkę. Miała miliony nigdy nie
dokończonych prób opowiadań. W końcu, gdy nadeszło liceum
rozkręciła się na całego ze swoim zafascynowaniem niebem,
aniołami. Fascynowało mnie życie pozagrobowe.
Zaczytywałam się w książkach na ten temat by później móc sobie
myśleć „tak właśnie mogłoby tam być”. To była taka miła
odskocznia od codziennego życia.- mówi,
wierząc w to, że gdyby wtedy tak długo nad tym nie pracowała, to
być może coś by z tego było. No tak. Bo nie było. Gdy pomysł
zaczął się klarować i wszystko nabierało sensu, moja rozmówczyni
zaczęła pisać powieść. Jednak zmęczyłam materiał i
nigdy nic z tego nie wyszło-
mówi z rezygnacją. No tak, niejedna osoba po prostu w tym momencie
by tym wszystkim rzuciła i zajęła się czymś innym. Ciągle nie
móc skończyć dzieła, autor zazwyczaj poddaje się swoim myślom o
niepowodzeniu i ogólnej beznadziei rzucając się w wir bardziej
przyziemnego życia, tracąc swoją iskierkę wiary w sukces i
ląduje sfrustrowany w jakiejś firmie, bez większych ambicji. Ale
nie Nadine. Zarzuciła pomysł kolejnej powieści, ale od razu
zabrała się za pisanie opowiadania. Chciałam mieć
odskocznię, odpocząć od tamtego pomysłu, może nabrać do niego
dystansu- opowiada krojąc
sałatkę. Tak, rozmawiając zdążyłyśmy przenieść się do
kuchni, gdzie przygotowywany jest obiad.
W
połowie liceum zaczęła pisać opowiadanie, które przerodziło się
w powieść. Trzy lata zajęło napisanie całości. Wiele wersji,
wiele nerwów, jeszcze więcej czasu. Ale efekt jest- słowo
„koniec”. To jest to, do czego dążyła przez większość
czasu. Zacząć i skończyć. I udało się. Tytuł powieści to
„Pudrowe cukierki”, jak się dobrze rozejrzycie w sieci to
możecie coś na ten temat znaleźć. Powieść dokończona, jednak
Nadine czuje brak satysfakcji. Pustka, koniec, to słowo zaczyna ją
prześladować. Poczucie, że robi coś na nic, bo powstało coś, z
czego nie była do końca zadowolona. I ciągle widzi to słowo-
„KONIEC”- Muszę zacząć coś nowego...
Przyznaję,
że sama przeprowadziłam tą rozmowę już jakiś czas temu i nie
miałam nadmiaru czasu aby się nią zająć i edytować ją. Jednak
myślę sobie teraz, że to dobrze, bo mogę dopisać jeszcze małą
część. Ponownie siedzę z Nadine i z perspektywy czasu muszę
powiedzieć, że ta dziewczyna nigdy się nie podda i po przeczytaniu
tego całego tekstu można to z łatwością wywnioskować.
-Co teraz robisz?
- pytam
-Wyżywam
się artystycznie na blogu (link! bo ma być mrucznie), kończę następną powieść. Założyłam
sobie, że powstanie w trzy miesiące i jestem na dobrej drodze ku
temu. Znalazłam sobie kolejne marzenie do którego realizacji dążę.-
odpowiada
-Czyli
historia z pisaniem to nie jest jeszcze zamknięty rozdział?
-Nie
i podejrzewam, że nigdy się nie skończy, ponieważ cały czas coś
każe mi siedzieć i stukać w klawiaturę komputera mimo, że mi się
nie chce. Muszę siedzieć i pisać, bo to jest dla mnie jak
oddychanie, bez tego mnie nie ma, bez tego nie mogę żyć.- wyznaje
-A
zdradzisz tytuł?
-”Nocna
owsianka”
-Ciekawe...-
liczę na to, że rozwinie swoją
myśl...
-Z
założenia jeden posiłek, taki jak nocna owsianka miała za zadanie
łączyć trzy studentki. W tym momencie jest to jednak coś więcej,
jakby metafora, ale jeśli powiem czego to ominie was cała
zabawa...- odpowiada tajemniczo.
Wielokrotnie
byłam świadkiem tego, w jakich bólach rodziły się kolejne
strony. Nie powiem, czasem sama służyłam pomocą. Cały proces
tworzenia jest ciekawy. Wprowadzanie się w stan skupienia, ulubiona
herbata na biurku, odpowiednia muzyka. Nadine zamyka drzwi i jakby
przechodziła przez drzwi magicznej szafy, ucieka do swojego świata
opisując losy napotkanych tam bohaterów... To jest jej czas i nikt
jej tego nie odbierze.
Obiecuję
Wam, jeszcze o niej usłyszymy. I będziemy stać w kolejce po
autograf, już ja się o to postaram. Hmmm.... to znaczy Wy będziecie
stać w kolejce. Ja już mam nie jeden.
Pozdrawiam,
S.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz